Ubrałam czarny top i marynarkę, satynowe spodenki od piżamy schowałam pod stolikiem, przygotowując sprzęty do połączenia. Napaćkałam trochę makijażu, ułożyłam włosy. Za plecami zasłona garderoby i bukiet różowych margaretek. Spekulowałam, że pozostało mi jeszcze ok. 30 min, więc na spokojnie przejrzę pracę i zaloguję się na studencką skrzynkę pocztową. I wtedy zadzwonił telefon, niestety nie minęło 30 min... Połączenie od komisji, nie pozostało nic innego jak odebrać i stanąć, a właściwie usiąść do ostatniego egzaminu. Po kilku minutach kolejne połączenie, tym razem już z wynikami, miłe słowa, uśmiechy, podziękowania i tak zostałam magistrem na 5, siedząc na poduszce w garderobie, w spodniach od piżamy, łącząc się przez telefon.
Tytuł to jedno, właściwie nic wielkiego, bardziej dotknęło mnie zamknięcie kolejnego etapu. Pamiętam jak dziś, gdy pierwszy raz widziałam Kraków nocą, byłam w gimnazjum, pojechałam tam ze starszą siostrą. Wyglądał fenomenalnie, ale i przerażająco, mnóstwo ludzi, właściwie słychać tylko obce języki i te tramwaje! Przecież one mnie przejadą... Moja pierwsza wizyta na uczelni trzy lata później, też nie była zbyt spektakularna, ponieważ zawożąc dokumenty, bacznie krocząc za nawigacją, zaczął padać deszcz, co bardzo mocno odczułam idąc w sandałkach na obcasie.
Ale dzisiaj, po 5 latach, biegam po Krakowie w szpilkach o różnych porach dnia i nocy, nigdy nie miałam spięcia z tramwajem i nawet gołębie były dla mnie łaskawe, uprzejmie mnie omijając.
Dziś wiem, że notatki, które nocami wkuwałam do głowy, to naprawdę błahostka, w porównaniu z relacjami, które udało się stworzyć przez te 5 lat. I wiem, że są to relacje, które zostaną pomimo zakończenia studiów. Większość studenckich znajomości, to tylko koleżeńskie uśmiechy i pogawędki o przedmiotach, ale... Jest kilka takich znajomości, które awansowały wysoko i które prezentują wartości przyjaźni. Cieszę się, że spotkałam właśnie takich ludzi na swojej drodze. Każda rozmowa na uczelnianych korytarzach to świetne doświadczenie, poznanie nowego punktu widzenia na wiele spraw, nie tylko studenckich.
To było dobre 5 lat, pełne uśmiechów, mnóstwa słodyczy, dużej ilości kawy i soków, ale i wielu łez, nieprzespanych nocy, stresu i godzin w komunikacji miejskiej.
Czy było warto?
2 komentarze
Gratulacje! Jaka śliczna okładka, kilka lat temu do wyboru miałam czarną, szara, granatową ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje :) Ja miałam obronę mgr 3 lata temu i to w normalnych warunkach nie online i niestety wtedy nie było do wyboru tak genialnego koloru okładki :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozostawienie po sobie śladu! :)